Aktualnie czytasz
Narodowe Święto Niepodległości

Narodowe Święto Niepodległości

Tegoroczne święto upamiętniające odzyskanie przez Polskę niepodległości, zorganizowane pod wspólnym patronatem Prezydenta Miasta Pruszkowa – Pawła Makucha i Starosty Pruszkowskiego – Krzysztofa Rymuzy, będzie trwało w Pruszkowie dwa dni.

W niedzielę, 10 listopada 2019 roku o godzinie 13:15 w kościele Św. Kazimierza zostanie odprawiona uroczysta Msza Święta w intencji Ojczyzny. Oprawę muzyczną Mszy zapewni Orkiestra Dęta „Pruszkowianka”. Bezpośrednio po nabożeństwie zapraszamy na koncert Zespołu Tańca Ludowego „Pruszkowiacy” i wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych.

W poniedziałek, 11 listopada, przy pruszkowskim Pomniku Niepodległości (ul. Michała Drzymały 30), nastąpi dalszy ciąg uroczystości. W programie wspólne odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego o godzinie 12:00 i złożenie wieńców pod Pomnikiem.

Po południu uroczystości przeniosą się do Centrum Dziedzictwa Kulturowego przy ul. Bohaterów Warszawy 4, gdzie o godzinie 15:30 nastąpi otwarcie wystawy „Ojcowie Niepodległości”, a później koncert poezji „Karmazynowy poemat” połączony z recitalem Michała Bajora.

Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w uroczystościach 101. rocznicy Polski Wolnej po 123 latach niewoli.

Okoliczności odzyskania niepodległości są wszystkim znane. Zachęcamy do zapoznania się z mało znanymi wypadkami, które miały miejsce w naszym mieście.

11 listopada 1918 roku pruszkowski oddział Polskiej Organizacji Wojskowej rozbroił niemieckie posterunki. Jeszcze tego samego dnia, komendant P.O.W. Jan Ptasznik, podczas specjalnego posiedzenia Rady Miejskiej obejmuje funkcję komendanta miasta.

Program uroczystości

Poniżej publikujemy wspomnienia peowiaka, podpisującego się „Joter”, zamieszczone w rocznicowym wydaniu „Głosu Pruszkowa” z 9 listopada 1919 r.

      „11 Listopad 1918. Ze wspomnień”

      W Polsce, w czwartym roku bezwzględnych okupacyjnych rządów, zapanowała jakaś dziwna śmiertelna cisza, przerywana od czasu do czasu głośniejszym ekscesem ze strony Niemców lub jakimś wystąpieniem przeciwko nim. Z dala od Marny dochodziły głuche wieści o klęskach niemieckich – wszystko to poprzedzało burzę, która lada dzień miała wybuchnąć.
       W początkach listopada 1918 roku wypadki zaczęły biec w szalonym tempie, rewolucja w Niemczech, detronizacja Wilhelma, obalenie rządów austrjackich  w Lubelszczyźnie itd. 8-go listopada zaczął się w Polskiej Organizacji Wojskowej wzmożony ruch, przygotowano się do zbrojnego wystąpienia przeciwko Niemcom.
       9-go listopada otrzymałem rozkaz zrobienia planu Pruszkowa z dokładnym oznaczeniem wszystkich posterunków niemieckich. Plan ten skończyłem 10-go i tegoż dnia wieczorem zaniosłem go do Komendy Miejscowej, żadna ze zgromadzonych tam osób nie przeczuwała nawet wypadków dnia następnego.
      Nadszedł pamiętny dzień 11-go listopada. Z rana, jak zwykle udałem się do Warszawy, ruch kolejowy był zupełnie normalny. Znalazłszy się na ul. Marszałkowskiej nie zauważyłem specjalnego ożywienia, dopiero na ul. Brackiej usłyszałem gęste strzały i zobaczyłem pierwszych rozbrojonych Niemców. Nie namyślając się więc długo wróciłem na dworzec kolejowy, by powrócić do domu, jednakże ruch pociągów był już przerwany i, chcąc nie chcąc, wraz z kilkoma kolegami puściłem się na piechotę do Pruszkowa. Idąc, rozbrajaliśmy po drodze napotkanych Niemców tak, że z łupem kilku karabinów weszliśmy do Pruszkowa. Rozstawszy się z kolegami, udałem się prosto do Komendy Miejscowej, by zawiadomić ją o wypadkach zaszłych w Warszawie. Jednakże tu już wiedziano o wszystkiem, zbiórka całej organizacji była naznaczona i lada chwila miano wyruszyć na Niemców. Zebrało się około 20 młodych chłopców, rozdzielono „broń” tj. kilka rewolwerów systemu Smith-Wessona i jeden z sekcyjnych otrzymał wspaniały karabin niemiecki, nawiasem powiedziawszy z zepsutym zamkiem, ale ktoby tam zważał na podobne głupstwa. Padła komenda: „Marsz” i oddział podzielony na dwie sekcje ruszył.
      Pełni bojowego animuszu zbliżaliśmy się do posterunku przy Żbikowskim przejeździe kolejowym, ale ku naszemu rozczarowaniu, ujrzeliśmy spokojnie stojących „Szwabów”. Rozbrojenia dokonaliśmy w przeciągu kilku minut i sami już uzbrojeni w karabiny ruszyliśmy na Komendanturę. Rozbrojenie poszło tu również bardzo szybko, gdyż każdy z nas miał już zgóry wyznaczony pokój, który miał zająć. Po rozbrojeniu, zostało się nas w Komendanturze trzech, sekcyjny Olędzki, ja, jako zastępca i jeden szeregowiec – reszta oddziału ruszyła ku żandarmerii i stacji. Było nas trzech „panów życia i śmierci” zgromadzonych w Komendanturze Niemców, których połowa wystarczyłaby, by nas posłać do „lali”. Rozbrojenie bowiem było tak powierzchowne, iż dopiero nad ranem odkryto w jednym z pokojów 80 karabinów. Jednakże Niemcy nie okazywali żadnych zbrodniczych zamiarów, przeciwnie, stali się od razu bardzo potulnymi i niewinnymi owieczkami, a nawet „serdecznie” zapraszali nas na likwidację kantyny, czyli po prostu na „jednego” – rzecz prosta odmówiliśmy. Postępowanie Niemców było tak inne, iż po prostu nie chciało się wierzyć, że są to ci sami, wczorajsi, butni junkrzy. Np. jeden z feldfeblów podchodzi do mnie i mówi: „Ich bin ein Pole”, a po tym zaczyna opowiadać długą historię o swej matce Polce itd. itd., a kończy okrzykiem „da lebe der Internazional”. Między żołnierzami znajduje się i jakiś Alzatczyk, z którym zaczynam rozmowę mieszaniną języków polskiego, francuskiego i niemieckiego.
      Jest godzina 8 wieczór, chcąc nie chcąc muszę iść na wartę przed bramę, gdyż Niemcy zaczynały „szmuglować” mundury i oto przyłapano jednego z takich „szmuglerzy”.
Role się zmieniły i trzeba było widzieć minę Prusaka, gdy go jeden z szeregowców złapał za połę i krzyknął: „Panie! – daj no ten szmugel”.
      Na warcie postałem cztery godziny i wróciłem z powrotem do izby, na odpoczynek. W tem słyszę głośny tupot nóg, wyglądam na korytarz, a tu wali się ze 70 żołnierzy. Pytam się skąd idą:
„z Warszawy” pada odpowiedź; a dokąd? – „nach Vaterland”. Wdawszy się z nimi w dłuższą rozmowę dowiaduję się, że nie mogąc się doczekać pociągu, wracają do „Vaterlandu” na piechotę. Tymczasem muszę ich jakoś umieścić i przy sposobności rekwiruję wszystkie, posiadane przez nich przedmioty wojskowe. Wracam do izby, dzwonek telefonu brzmi bezustannie, jednakże nie można się z nikim porozumieć – w słuchawce słychać istną orgję głosów. Dopiero po północy jednemu z plutonowych udaje się połączyć z Grodziskiem. Na zapytanie: „Kto mówi” – odpowiada ktoś po niemiecku, na to nasz plutonowy nie wiele myśląc: „Ortakommandetur Pruszków”. I zaczyna się bajeczna rozmowa, nasz peowiak, udając Niemca, radzi komendanturze w Grodzisku, by jak najprędzej uciekła do „Vaterlandu”, gdyż Polacy biorą się ostro do rzeczy – rozmowa się przerywa.   

    Reszta nocy zbiegła mi na wartach i lataniu z rozkazami, to na stację, to do żandarmerii. Świtało – kończyła się chłodna, listopadowa, a pierwsza znów w Niepodległej Polsce, noc.
  

© 2019 Urząd Miasta Pruszkowa. Wszelkie prawa zastrzeżone.   Polityka Prywatności 
                                                              Deklaracja dostępności

 

Przewiń do góry
Skip to content